/źródło: http://www.nevozhay.com/polish/posts/75/
A my moi Drodzy, jesteśmy tuz przy wybrzeżu, pomiędzy San Francisco, a Los Angeles, na malutkim półwyspie Monterey :) Miejscowość malownicza, dawniej słynąca z produkcji sardynek, obecnie z sera Monterey Jack, jednego z największych akwariów na świecie (Monterey Bay Aquarium) i z wielkiej ilości lwów morskich. O wszystkim będę pisała bardziej szczegółowo w kolejnych wpisach. Miejscowość jest górzysta dlatego jazda na naszych najprostszych, bezprzerzutkowych rowerach z przyczepką, w której siedzi Zosia momentami jest nieco trudna :) Z Monterey można jechać albo do tańszych i bardziej codziennych miasteczek jak Seaside czy Sand City, albo w stronę blichtru i snobizmu, czyli Pacific Grove, Carmel i Pebble Beach - znane tutaj z przepięknych pól golfowych.
Na koniec jeszcze tylko słów kilka o tym co to oznacza blichtr i snobizm - otóż we wspomnianych okolicach, w częściach mieszkalnych nie ma ani chodników ani latarni ani żadnych reklam przyulicznych, żeby nikt niepowołany się nie kręcił, a wjazd na najsłynniejszą w okolicy 17 mile drive, która wiedzie do owych pól golfowych jest płatny, chyba 14$ i otwarty tylko w określonych godzinach. Rowery i piesi - za darmo, ale takich chętnych to niewielu uświadczysz bo trasa rowerowa trudna, a piesi muszą iść po ulicy. To się nazywa privacy :) Mam nadzieję, że w ten weekend uda nam się przejechać ta drogą - za 14$ :)
I last but not least: podobno w Polsce zimno wiec przesyłam linka do Califronia Dreamin' on such a winter day!!! :)
https://www.youtube.com/watch?v=dN3GbF9Bx6E
Pełen oldschool!!! Bye!
Ach, no i kilka zdjęć :) Popołudniowy spacer z Zosią po plaży w Monterey :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz